W każdej kobiecie odzywa się instynkt, który pragnie dziecka. W moim przypadku było to zaraz po ślubie, jednak wszystkie próby zajścia w ciążę kończyły się niepowodzeniem. Dopiero po roku starań, badań, testów, hormonów i leków zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym. Dziecko rozwijało się prawidłowo, zdrowo, czekaliśmy na dzień kiedy wreszcie będziemy mogli je przytulić, wziąć na ręce i być rodzicami.

IMAG0472

IMAG0450

Do szpitala trafiłam kilka dni po terminie porodu, specjalnie wybierając placówkę w mieście wojewódzkim. Miałam nadzieję, że trafię na lepszych specjalistów i zaplecze medyczne niż w swoim powiatowym szpitalu.

Z badania USG wynikało, że dziecko będzie duże, jednak lekarze stwierdzili, że dam sobie radę sama, a ja im ślepo zaufałam. Bardzo długo próbowali wywołać poród, jednak Marianna nie chciała wyjść, a nawet wstawić się główką w kanał rodny. Po tygodniu kroplówek, cewników, wzierników wreszcie coś ruszyło. Pojawiły się skurcze, jednak dalej główka nie była przyparta. Już wtedy należało wykonać cięcie cesarskie na które lekarz koordynujący nie wyraził zgody. Ręcznie wstawiał główkę dziecka, a potem zaczęło się parcie.

Mała zaklinowała się w kanale rodnym tuż po urodzeniu główki. Zaczęło spadać jej tętno a w ruch poszedł próżnociąg. Jeden lekarz ciągnął maleństwo za główkę  a drugi położył się na moim brzuchu starając się je wycisnąć.

Dziecko urodziło się w ciężkiej zamartwicy z dwoma punktami w skali Apgar, nie chciało złapać oddechu i nie oddychało samodzielnie. Nie mogłam tak jak inne matki przytulić swojego maleństwa czy chociażby spróbować je nakarmić. Córka musiała leżeć w inkubatorze na wspomaganiu oddechu, miała podawane leki, nie wolno było mi jej nawet dotknąć. Po pewnym czasie przyszła do nas doktor pediatra z informacją, że dziecko ma porażenie splotu ramiennego i nie rusza lewą rączką. Żadnych dodatkowych informacji.

Po wyjściu ze szpitala na własną rękę kontaktowaliśmy się z rehabilitantami i lekarzami żeby chociaż trochę pomóc naszemu wyczekiwanemu dziecku. Okazało się, że porażenie jest poważne i potrzebna nam intensywna rehabilitacja oraz operacja. Ośrodek który może ją wykonać znajduje się w Niemczech, a nasz NFZ nie finansuje takich rzeczy, nawet jeśli są skutkiem błędów lekarskich.  Koszty to minimum 5 tys euro plus koszty podróży, zakwaterowania, dojazdów.

2016

Mania ma już 3 latka. Przeszła planowaną operację w Katowicach. Z całego serca jesteśmy wdzięczni cudowi, jakiego dokonał dr Luszawski. Jego ingerencja w nerwy Marysi daje efekty po dziś dzień. Oczywiście jest to okupione tonami łez z tych ślicznych, zielonych oczek, ale rączka ma się coraz lepiej. Pozostaje kilka problemów, ale będziemy „naprawiać” je w przyszłości, kiedy Marianka urośnie.

aleksanderek-marianna_fundacja-otwarte-ramionakrs-0000142952 Marianka korzystała też z botoksu ze względu na przykurcze. Przeszła zabieg na serduszku w Klinice Kardiochirurgii w Gdańsku. Jest dzielnym wojownikiem.

Rehabilitujemy się nieprzerwanie. Nawet pojawienie się na świecie młodszej siostrzyczki nie staje na przeszkodzie w codziennych ćwiczeniach. A wręcz przeciwnie – pomaga!

Maniula jest czuła, bardzo opiekuńcza i koniecznie chce nosić Zosię na rękach. Karmi ją, pomaga w przewijaniu i ubieraniu – na tyle, na ile umie i potrafi. Razem też raczkują, co jest najlepszym ćwiczeniem i usprawnianiem dla naszego splociaka.

aleksanderek-marianna_fundacja-otwarte-ramionakrs-0000142952_1 Rozsądek zabrania nam wyręczać ją w codziennych czynnościach, chociaż serce się kraje. Ale wszyscy walczymy o jej przyszłą samodzielność.

Na NFZ nie damy rady, musimy prywatniealeksanderek-marianna_fundacja-otwarte-ramionakrs-0000142952_2– stąd też dziękujemy wszystkim naszym darczyńcom, pomocnikom i „podpowiadaczom”.