Kochani

Urodziłem się w Pruszkowie 18.08.2011r.

Dzień moich narodzin był bardzo wyczehkarola1-1minkiwany przez całą moją rodzinę, bo mamusia musiała długo leżeć abym się prawidłowo i zdrowo rozwijał. Zgłosiliśmy się z mamusią do szpitala, na kilka dni przed planowanym terminem, bo coś złego się zaczęło dziać. Na izbie przyjęć powiedziano, że mojej mamusi trzeba zrobić cc, bo jestem za duży, aby przyjść na świat naturalnie. Niestety na oddziale, kazali mamusi rodzić mnie normalnie. No cóż, w związku z tym, że do maleńkich nie należę, nie poszło tak łatwo jak życzyliby sobie tego lekarze. Z moją wagą 4790 g, 60 cm długości i 39 cm w klatce piersiowej zaklinowałem się. Ponieważ zaczęły się problemy, to mojego tatusia wyrzucili z sali i zostaliśmy z mamusią sami. Choć strasznie starali się mnie wyrwać z mojej mamusi, nic im się nie udawało i dopiero jeden pan doktor taki wielki, wielki, wielki, podniósł moją mamę nogami do góry i jakoś mnie wyszarpnęli. Moja mamusia, najbardziej z całego porodu pamięta ciszę, która zapadła, gdy już mnie wyciągnęli. Ja główkę miałem całą sino – czarną. Mamusia mówi, że różowy był jedynie kawałek brody…Nie mogliśmy się przywitać…bo natychmiast mnie zabrali…, a mamusia słyszała: „masuj, masuj” i „adrenalina”. Moja mamusia leżała i się modliła, mówiła: „błagam, błagam?, na co pan „wielki” stwierdził „niech już pani przestanie”. Żadna z obecnych na sali osób, nie patrzyła na moją mamusię, która przed porodem tłumaczyła, że już jak rodziła mojego starszego brata, miała duże problemy i ledwo się udało. W końcu zacząłem oddychać i udało mi się zapłakać, wtedy chyba dopiero wpuścili mojego tatusia. Nikt z personelu nie wiedział, o której godzinie tak naprawdę się urodziłem ?Na pytanie p. neonatolog, o godzinę urodzenia, nikt nie umiał tego powiedzieć, dopiero mój tatuń powiedział, że jak był za drzwiami, to usłyszał płacz o 22.58. Wtedy moi rodzice dziękowali Bogu, że żyję, a jeszcze tyle było przed nami…

Moim rodzicom nie pozwolono nawet do mnie wejść. Dopiero następnego dnia, nie doczekawszy się żadnych informacji, moja mamusia poszła do pani doktor, która udała zdziwioną, że nikt nic nie powiedział. Dowiedziała się, że dostałem 2,3,5,8 pkt. Apgar, że urodziłem się w ciężkiej zamartwicy, że dostałem antybiotyki, że jestem pod tlenem, że doszło do dystorcji barkowej, że.. no właśnie, dużo tych, „że”, choć jeszcze wtedy nikt moim rodzicom nie powiedział o porażeniu splotu…Pani doktor powiedziała mamusi, że jestem w takim stanie jak bym przeżył zderzenie z ciężarówką, więc dostaję też leki przeciwbólowe i uspokajające…Pozwolili w końcu mamusi, aby przy mnie była. Padł też dziwny komentarz, że „takich dzieci się nie rodzi dołem”. Mamusia dowiedziała się też, że nie ruszam lewą rączką, bo się obtarłem przy zaklinowaniu. Dopiero po dwóch dniach, na dyżur nocny w sobotę, przyszła pani doktor, która stwierdziła, że muszę iść do mamusi, bo jestem w złym stanie, ale bliskość matki powoduje cuda. No i tak trafiłem do mojej mamusi, do której przyssałem się jak prawdziwy mały ssaczek.

hkarola1-2min
Tak wtedy wyglądałem

Moja mamusia, sama w Internecie szukając odnośników do terminu „dystocja barkowa” i opisów rączek podobnych do mojej lewej, znalazła informacje o porażeniu splotu ramiennego i trafiła do Fundacji Porażenia Splotu Ramiennego. Mój tatuś tam zadzwonił i rozmawiał z miłą panią, która dała tatusiowi telefon do Pani doktor Grodner. To właśnie ona wytłumaczyła tatusiowi jak trzeba postępować z moją rączką i że to, co mi się przytrafiło, to porażenie splotu ramiennego. Kazała nam też jak najszybciej przyjechać do siebie, do szpitala w Dziekanowie Leśnym, po wypisaniu ze szpitala w Pruszkowie.

hkarola1-3min
W trakcie leczenia w Pruszkowie

Niestety nie zostałem wypisany, tylko w 10 dobie mojego króciutkiego życia, zostałem przewieziony na sygnale do szpitala, gdzie mogli mi udzielić specjalistycznej pomocy, bo mój stan się bardzo pogorszył. I tak, sam Bóg zdecydował, że trafiłem do szpitala w … Dziekanowie Leśnym. W tym szpitalu, okazało się, że mam sepsę, urosepsę, zapalenie płuc i doznałem infekcji wewnątrzmacicznej (infekcji tej pani dr z Pruszkowa, kazała się mamusi przy badaniu przed porodem, nie obawiać …). Zrobiono mi badanie usg, które wykazało również wylewy dokomorowe i w prawym nadnerczu. Zresztą jak trafiłem do tego szpitala to jeszcze mi nie zeszły wybroczyny z buźki oraz wylewy w oczach.

hkarola1-4min
Już w Dziekanowie

hkarola1-5min
Przed transportem do Centrum Zdrowia Dziecka

Leczyłem się dzielnie i trzymałem jak prawdziwy mężczyzna, jednak wylew w nadnerczu się powiększył, a dookoła wylewu zaczęły się tworzyć zwapnienia, więc niestety przewieziono mnie z mamusią do Centrum Zdrowia Dziecka. Tam mnie do końca zdiagnozowano i wyleczono. Poza diagnozą z Dziekanowa, stwierdzono też całkowite porażenie lewego splotu ramiennego.

hkarola1-6min

Nareszcie w dniu 22.09.2011roku mogłem pojechać do mojego braciszka i domku:

hkarola1-7min

hkarola1-8min

Już w Dziekanowie Pani Grodner, wspaniała kobieta, która duszą i ciałem poświęca się dzieciom powiedziała, że mam bardzo ciężki uraz i że raczej nie ominie nas operacja. Po porodzie miałem wiotką całą lewą rękę oraz nadgarstek, dłoń i paluszki. Pani doktor powiedziała też, że przed nami wiele lat ciężkiej i bardzo intensywnej oraz uciążliwej rehabilitacji, żeby rączka mogła, choć trochę poprawić sprawność i żeby rosła, bo że będzie krótsza, to nie ulega żadnej wątpliwości. Moi rodzice marzą o tym żeby moja dłoń i paluszki nabrały życia. Ja jeszcze nie dostrzegam, że jest coś nie tak?

Teraz szykujemy się do operacji. Nerwy są albo wyrwane, albo przerwane, bo mam też zespół Hornera. Wylew w nadnerczu już się zmniejsza i zostało jedynie około 1,5 cm.

Od rodziców Karolka:

W batalii toczonej o rączkę naszego Synka, niestety olbrzymi wpływ mają pieniądze. Sama operacja na nerwach to koszt 8000 Euro, którą musimy sfinansować sami. Rehabilitacja oraz potrzebny do niej sprzęt to również niemały wydatek. NFZ refunduje jedynie jedną godzinę w tygodniu, a my musimy ćwiczyć co najmniej trzy razy dziennie po min. 30 minut. Mięśnie rączki Karolka, aby nie „umrzeć” wymagają ciągłej stymulacji, więc konieczny był też zakup odpowiedniego urządzenia, którego koszt to 500 zł. Jeśli dojdzie do zaniku mięśni, to nie ominie nas przeszczep mięśni, co wiąże się z kolejnymi operacjami? Mamy wielką nadzieję, że do poprawienia jakości życia naszego Maluszka wystarczy jedynie jedna operacja, tj. tylko ta na nerwach, a nie więcej. Wszystko się wyjaśni w Aachen, dokąd jedziemy już wkrótce.
Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy w tych ciężkich chwilach przyszli nam z pomocą, nie tylko finansową.
Szczególne podziękowania kierujemy pod adresem rodziny, Myszy oraz BWK KGP i KP VIII w Lublinie.
Nasze podziękowania składamy również dr Marii Grodner oraz wszystkim pielęgniarkom noworodkowym z Oddziału Neonatologicznego Szpitala w Pruszkowie oraz całemu personelowi Oddziału Patologii Noworodka i Niemowlęcia Szpitala w Dziekanowie Leśnym.

Dziękujemy

Karolek
Braciszek Ziemek
Mama Agnieszka
Tatuń Przemek