„Patrząc z medycznego punktu widzenia – tego dziecka powinno na świecie nie być. Po tym co przeszło, to duży cud, że żyje”

– te słowa usłyszeliśmy od lekarzy w pierwszych miesiącach jej życia….

Nie da się opisać tego, co czuje rodzic słysząc takie słowa. Tego bólu, strachu, niepewności… Czy ktokolwiek byłby na coś takiego gotowy?

Ale Julia bardzo chciała żyć! Już wtedy pokazała, że jest silna. Że na przekór wszystkim przeciwnościom – ona da radę.

Od tamtych słów minęło prawie 14 lat. Lat niełatwych – pełnych płaczu, pozbawionych beztroskiego dzieciństwa, podyktowanych ciągłymi pobytami w szpitalach, zabiegami operacyjnymi oraz setkami godzin spędzonych na rehabilitacji.
Następstwem ciężkiego porodu (waga 4650 gramów, 61 centymetrów) jest uszkodzenie nerwów splotu ramiennego.

Julka była zbyt duża, aby bez komplikacji urodzić ją siłami natury, ale jeszcze wtedy żaden z lekarzy nie pomyślał o wykonaniu cesarskiego cięcia. Dziecko zaklinowało się, lekarz zaczął naciskać mi na brzuch, wygniatać, krzyczeć, że mam przeć. Z wielkim trudem, ale udało się! To była piękna chwila – ból, ale jednak ogromna radość – wreszcie zobaczyłam moje dziecko, to na które tak długo czekałam. Ale oni nawet nie dali mi jej potrzymać, powiedzieli tylko, że dziewczynka. O tym, że Julka nie rusza rączką dowiedziałam się dopiero po kilku godzinach od porodu. Przyszła położna i powiedziała, że dziecko ma złamany obojczyk. Na drugi dzień jednak okazało się, że to nie obojczyk, a porażenie splotu barkowego.

Ręka Julki już nigdy nie będzie do końca sprawna. Zawsze będzie tylko ręką pomocniczą. Zawsze będzie wymagać wyjazdów, ćwiczeń, rehabilitacji.. Nerwy w ręce zostały podczas porodu zerwane nieodwracalnie…

Nikt z nas nie ma mocy, by obdarować Julię zdrową ręką. Jednakże wierzymy w to, że z Waszą pomocą Julia nadal będzie mogła się systematycznie rehabilitować.

Jeśli chcesz pomóc Julce, podaruj jej, proszę, 1% swojego podatku.