Ludwika jest moim jedynym dzieckiem. Urodziła się 15.08.1998r., po bardzo ciężkiej akcji porodowej. Początkowo poród przebiegał prawidłowo. Gdy urodziła się główka lekarze mieli problemy z wytoczeniem barków dziecka. Ludwisia ważyła 3900g i otrzymała 3 pkt w skali Apgar. Nie oddychała, brak było jakichkolwiek odruchów, skóra była sina. Dopiero po 10 minutach udało się przywrócić oddech i prawidłową pracę serca, jednak cała lewa rączka była zupełnie bezwładna. Ludwika była obolała i płacząca. Otrzymała środki przeciwbólowe i pozostawała pod ciągłą obserwacją na oddziale noworodków. Początkowo lekarze informowali mnie, że wszystko będzie dobrze, że to tylko porażenie splotu ramiennego i że wszystko powróci do normy. Mijały jednak dni a rączka w dalszym ciągu była całkowicie bezwładna. Ciągle obserwowałam dziecko i czekałam choć na najmniejszy ruch palców. Moją córeczkę wypisano ze szpitala i skierowano na konsultację do Zakładu Rehabilitacji w Dziekanowie Leśnym. Łudziłam się wtedy, że usłyszę dobre wiadomości.
Pani Kierownik Zakładu Rehabilitacji zaleciła ćwiczenia rehabilitacyjne, masaże, utrzymanie ręki w cieple oraz pokazała jak w prawidłowy sposób powinna być układana ręka. Dowiedziałam się także, że to bardzo ciężki przypadek i powinnam jak najszybciej umówić termin konsultacji w Klinice we Wrocławiu.
W wieku 5 miesięcy Ludwika przeszła w Klinice we Wrocławiu operację zespolenia porozrywanych nerwów. Po operacji dziecku założono na głowę, bark i rękę gips. Po trzech tygodniach unieruchomienia rączki dziecka pełna nadziei czekałam na najmniejszy chociaż ruch rączki. Pomimo stałej, codziennej rehabilitacji rączka nie uległa poprawie. Kiedy nadszedł okres ząbkowania bezwładna rączka stała się idealnym celem do gryzienia (aż do krwi). Ciągle pilnowałam aby jej zdrowa ręka nie wkładała chorej rączki do buzi. Bałam się, że odgry
zie palce, których nie czuje. Kiedy Ludwika miała rok zaczęła chodzić. Ze względu na zupełnie bezwładną, wiszącą rączkę miała kłopoty z utrzymaniem równowagi. Przy upadku nie była w stanie się podeprzeć.
Rehabilitacja wciąż trwała, mimo to rączka stała się szczuplejsza, krótsza i nienaturalnie wykręcona.
W końcu pojawiła się niewielka poprawa barku. Teraz jest w stanie unieść rękę nieco do góry. Niestety nie jest w stanie wykonać nią wielu czynności. Nastąpiła deformacja dłoni, zaniki mięśniowe. W dalszym ciągu dłoń jest słaba i wiotka.
Mimo swojego kalectwa Ludwika jest bardzo wesołym, rezolutnym dzieckiem. Ma bardzo dobry kontakt z rówieśnikami. Lubi się z nimi bawić, chociaż podczas niektórych zabaw nie może dać sobie rady. Ludwisia do tej pory nie przejmowała się stanem swojej rączki, teraz coraz częściej zadaje pytania dlaczego jej rączka nie rusza się tak jak u innych dzieci Dlaczego nie może dotknąć nią buzią. Ostatnio stojąc przed lustrem zapytała mnie: co to za ślad na szyi? Czy mimo tej blizny jest nadal ładna.
Tak bardzo chciałabym zaoszczędzić jej cierpień, pomóc.
Szansą dla Ludwisi jest przeprowadzenie operacji neurochirurgicznej w Szpitalu w Houston
w USA, który specjalizuje się w operacjach splotu ramiennego u dzieci. Widziałam małych pacjentów, którzy byli już tam operowani. Bardzo pragnęłabym aby i moja jedyna córeczka mogła skorzystać z szansy i wyjechać na operację. Jednak dla mnie, jako samotnej matki jest to nieosiągalne. Bez wsparcia i pomocy ludzi dobrej woli moje marzenie nie będzie mogło być zrealizowane. Dlatego z całego serca proszę o pomoc dla Ludwisi. Serdecznie dziękuję za przeczytanie historii mojej Ludwiki.
Historia Ludwiki ciąg dalszy
Ludwika została zakwalifikowana przez amerykańskich lekarzy z Texas Children’s Hospital na operację przeszczepów mięśni. Operacja musiała być przeprowadzona jak najszybciej, ale nie udało się nam zebrać odpowiedniej (tak ogromnej) kwoty pieniędzy. Zaczęliśmy więc szukać innych dróg ratunku. Fundacja Otwarte Ramiona umożliwiła nam konsultację u prof. A. Gilbert’a – francuskiego specjalisty, który w styczniu 2003 r. zbadał w Szpitalu w Dziekanowie Leśnym Ludwikę i zaproponował przeprowadzenie operacji w Clinique Jouvenet w Paryżu. Uznałam, że nie wolno zmarnować tej szansy. Termin operacji został wyznaczony na 22 maja 2003 r. Dzięki ludziom dobre woli udało nam się zgromadzić na koncie Fundacji Otwarte Ramiona wymaganą kwotę pieniędzy.
Operacja
21 maja 2003 r. pełne nadziei i niepokoju poleciałyśmy do Paryża. Ze w
zględu na nieznajomość jęz. francuskiego niezbędna była nam pomoc osoby, która zaopiekowałaby się nami podczas pobytu w Paryżu. Skontaktowaliśmy się z Panem Andrzejem Wołowskim (paryskim współpracownikiem Fundacji Otwarte Ramiona), który był moim tłumaczem podczas konsultacji z Prof. Gilberte’m i pomagał w załatwieniu wszystkich niezbędnych formalności w Szpitalu.
W dniu przyjęcia do Kliniki po załatwieniu formalności administracyjnych Ludwika miała pobraną krew do badania, wykonany rentgen klatki piersiowej i obręczy barku. Po badaniach z niecierpliwością oczekiwaliśmy kolejnego dnia – dnia operacji.
22 maja 2003 r. Ludwika została zabrana na blok operacyjny. Czas oczekiwania na powrót dziecka z operacji wydawał mi się ciągnąc w nieskończoność. Jest to niemożliwe do opisania. Zrozumieć mogą ci, którzy sami przez to przeszli. Po operacji trwającej 2 godziny córkę przewieziono na Oddział Intensywnej Terapii w celu obserwacji. Po wybudzeniu z pełnej narkozy, kiedy Ludwika wróciła na Oddział była zapłakana i rozżalona, że nie było mnie przy niej, gdy się obudziła. Bardzo przeszkadzał jej ciężki, mokry gips założony na rękę.
Przez kilka kolejnych godzin Ludwika była senna. Każda próba pojenia i karmienia kończyła się wymiotami. Dopiero wieczorem jej samopoczucie znacznie się poprawiło.
W tych trudnych dla nas chwilach cały czas była przy mnie rodzina i Pan Andrzej – opiekun, którzy dodawali mi otuchy. Po operacji odbyła się konsultacja z prof. Alaine’m Gilberte’m.
Operacja przebiegła bez komplikacji.
W jej trakcie wykonano przeszczep mięśnia obłego, który teraz będzie podnosił rękę do góry. Miesień odpowiedzialny za podnoszenie ręki był bardzo cienki i słaby. Do niczego się nie nadawał. Nawet ciągła, intensywna rehabilitacja w tej sytuacji nic by nie pomogła. Ludwice założono na rękę opatrunek gipsowy, który będzie utrzymywany przez okres 6 tygodni. Po zdjęciu gipsu Ludwikę czeka długa i systematyczna rehabilitacja. Prof. Gilbert poinformował mnie, że Ludwika wymaga jeszcze kolejnej operacji na dłoń. Następnego dnia po operacji Ludwika czuła się już bardzo dobrze. Była uśmiechnięta i nic ją nie bolało. Problemem był tylko zbyt długi gips obcierający nóżki podczas siadania. Po przecięciu gipsu nic już nie było w stanie zepsuć jej dobrego samopoczucia.
W 4 dobie zostałyśmy wypisane ze szpitala. Kolejne dni spędziliśmy w Hotelu Pallotynów w Laplace pod Paryżem. Przez ten czas obserwowałam córkę pod kątem niepokojących objawów (zasinienie dłoni, ból, podwyższona temperatura). Całe szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Jestem bardzo zadowolona z opieki lekarskiej i pielęgniarskiej, jaką została otoczona moja córka w Klinice Jouvenet.
Serdeczne podziękowania chciałabym złożyć Panu Andrzejowi Wołowskiemu oraz wszystkim tym, dzięki którym Ludwika mogła wyjechać na operację do Francji.
W chwili obecnej z niecierpliwością czekamy na zdjęcie gipsu i efekty operacji.
Wdzięczna,
Mama Ludwiki
Magdalena Białkowska
Od Fundacji:
We wrześniu 2004 r. Ludwika Białkowska została zbadana przez Prof. A. Gilberta, który był zadowolony z wyników przeprowadzonej operacji. Dzięki operacji dziecko jest w stanie unieść rękę do góry. Profesor zaproponował kolejny zabieg chirurgiczny, który pomógłby usprawnić dłoń Ludwiki. W chwili obecnej prowadzona jest zbiórka środków finansowych na pokrycie kosztów operacji.
Serdecznie dziękujemy za dotychczasową pomoc dla Ludwiki.
Zarząd Fundacji