Mam na imię Piotruś, urodziłem się 16.01.2013 r w Piasecznie k. Warszawy.
Rodzice długo mnie wyczekiwali, przyznam, że nie było łatwo ponieważ ciąża mamy była zagrożona. Ale ja byłem dzielny, wytrwałem i równo po 40 tygodniach przyszedłem na świat, choć lekarze powtarzali mamie ze urodzę się wcześniej. Ja także wyczekiwałem chwili kiedy zobaczę moich rodziców, ciekaw jak wyglądają, jak wygląda cały świat, bo bardzo podobały mi się odgłosy z zewnątrz kiedy byłem w brzuszku.
Wszyscy myśleli, że jestem dziewczynką, bo pan doktor wprowadził mamę w błąd. Pod koniec ciąży mama dostała wysokiego ciśnienia i musieliśmy pobyć kilka dni w szpitalu w Piasecznie. Ledwie wróciliśmy do domku i znów musieliśmy tam wracać, ponieważ nadeszła chwila porodu. Niestety nie było tak łatwo jak zapewniali mamę lekarze, miałem ważyć ok.3600 g. jak wynikało z ostatniego USG zrobionego w tym szpitalu, choć lekarz prowadzący już wcześniej powiedział, że urodzę się duży.
Niestety w szpitalu nie wzięto tego pod uwagę, ani tego że mama ma problemy z ciśnieniem i musiałem urodzić się naturalnie.
Bardzo się bałem, nie wiedziałem co się ze mną dzieje, zacząłem się dusić i wtedy poczułem jak Pani położna szarpie mnie mocno za główkę, bolało… ale nie płakałem… byłem tak słaby, że nie wydobyłem z siebie nawet krzyku, na który tak czekali moi rodzice. Oni bali się razem ze mną.
Pokochali mnie od razu, choć byli zaskoczeni, że mają syna, dużego syna, miałem 60 cm i 4260 g wagi.
Niestety nie zdążyli się ze mną przywitać, pani doktor szybko mnie zabrała bo urodziłem się w ciężkim stanie. Musiałem przeżyć dla nich, moje serduszko choć małe okazało się silne.
I po 24 godzinach kiedy mój stan się poprawił, zobaczyłem mamę, przytuliła mnie mocno i już wtedy wiedziałem, że warto było walczyć o życie.
Dopiero wtedy rodzice dowiedzieli się że moja prawa rączka jest bezwładna.
Przy porodzie doszło do porażenia stawu barkowego typu Erba, moja dłoń była wykrzywiona a na główce miałem dużego krwiaka.
Po 6 dniowym pobycie w szpitalu wróciliśmy do domu.
Wtedy zaczęły się wizyty u różnych lekarzy, rodzice nie zostali dobrze poinformowani co dalej robić abym odzyskał sprawność w rączce. Po 4 tygodniach trafiliśmy do Konstancina, gdzie zajmują się takimi uszkodzeniami jak moje. Tam miłe panie jako, że jestem jeszcze mały, pokierowały rodziców do Dziekanowa Leśnego do Pani Marii Grodner, jak się okazało bardzo sympatycznej, która od razu wzięła mnie pod swoją opiekę.
Przez 2 tygodnie byliśmy tam z mamą, bardzo tęskniłem za tatą, który musiał zostać w domu. Każdy dzień zaczynał się od ćwiczeń, płakałem ale mama powtarzała mi, że muszę być dzielny, a pani Maria miała dla mnie dużo cierpliwości i ciepła.
Kiedy wróciliśmy do domu ucieszyłem się razem z rodzicami, ćwiczymy nadal, ale prawdopodobnie będę potrzebował operacji gdyż nerw w mojej rączce może być przerwany.
Rodzice zbierają pieniądze na moje leczenie i rehabilitację.
A ja wierzę, że są na tym świecie dobrzy ludzie którzy im pomogą, abym mógł bawić się jak inne dzieci i żyć jak inni. Z całego serduszka dziękuję tym, którzy już mi pomogli.
marzec 2014
Mam już 14 miesięcy, a za sobą 8 turnusów rehabilitacyjnych w Dziekanowie Leśnym, w tej chwili jestem rehabilitowany w Konstancinie-Jeziornej.
Od urodzenia nie ruszałem prawą rączką jedynie paluszki były sprawne, teraz potrafię złapać się nią za uszko, łapie za blat stołu, śmiało trzymam buteleczkę z piciem a nawet próbuję jeść.
Sprawność w rączce zacząłem odzyskiwać dość późno, gdy miałem 3,5 miesiąca, lekko zarzucałem ją na brzuszek. Poprawa następowała powoli. Rodzice zdecydowali się rehabilitować mnie metodą Vojty w Manus Medica, gabinecie Pani Joanny Surowińskiej (gdzie zresztą nadal jestem rehabilitowany).
I tak zaczęliśmy z moją mamą ćwiczyć 4 x dziennie Vojtę i dodatkowo metodą Bobatch 2 x dziennie, oprócz tego miałem stymulacje tensem i ciepłe okłady. Dużo tego jak na tak małe dziecko, ale dałem radę.
W wieku 5 miesięcy potrafiłem dostać prawą rączką do buzi a nawet złapać się za ucho. Byłem przeszczęśliwy, że tak dużo osiągnąłem. Jednak moja radość znikła gdy na konsultacjach dr. Bahm, neurochirurg z Niemiec oświadczył że rodzice powinni poddać mnie operacji aby sprawność ręki była większa. Rodzice po długim namyśle doszli do wniosku, że na razie chcą poczekać z wykonaniem jakiejkolwiek operacji. Nadal dużo ćwiczę, ale już wiem że poradzę sobie w życiu ze swoją niepełnosprawnością.
Każde porażenie splotu ramiennego jest inne, może mnie dotknęło mniejsze nieszczęście, ale chciałbym aby moja historia napełniła nadzieją rodziców i ich dzieci dotkniętych tym schorzeniem. A przede wszystkim niech mój przykład da Wam siłę do codziennych ćwiczeń i wiarę, że nigdy nie można się poddawać.