marlenka101minJesteśmy rodzicami 3 letniej Marlenki. Odkąd nasza córka przyszła na świat, codziennie walczymy, aby mogła w przyszłości normalnie funkcjonować. Dobre chęci i miłość mimo wszystko niestety nie wystarczają.

Do szpitala trafiłam tydzień przed porodem. Jedynym powodem do niepokoju było moje niskie ciśnienie, jednak nic nie wskazywało na to, że pojawią się jakiekolwiek komplikacje. Okazało się jednak inaczej. Dziecko okręcone pępowiną wokół szyi urodziło się z ogromnymi trudnościami, jego waga wynosiła 4690 g. Poród trwał niezwykle długo; gdy główka dziecka wyszła jego barki zaklinowały się, dziecko nagle zaczęło się dusić. Położna ciągnęła dziecko, a lekarz naciskał na brzuch starając się je wydostać. Trwało to naprawdę długo, a ja niewiele mogłam zrobić…. Gdy wreszcie poród się zakończył odetchnęłam z ulgą, ale coś było nie tak – dziecko nie płakało! Zaczęłam nerwowo pytać – co się dzieje, czemu moje dziecko nie krzyczy, w końcu – czy żyje?! Dziecko zabrano, po chwili przyszedł lekarz, powiedział że Marlenka ma uszkodzoną rączkę – dosłownie cytując jego słowa. Nic więcej na temat jej stanu zdrowia nie powiedział, a ja będąc w niewiedzy cieszyłam się, że moje dziecko żyje… Potem jednak dowiedziałam się, że sprawa jest dużo bardziej skomplikowana. Teraz natomiast wiem, że do tej sytuacji wcale nie musiało dojść; w szpitalu nie zrobili podstawowego badania USG wagi płodu. Lekarze nie wiedzieli, ze dziecko jest duże, okręcone pępowiną, a właśnie wszystko to mogło wykazać badanie USG, wtedy wystarczyłby prosty zabieg – cesarskie cięcie.

Marlenka urodziła się w zamartwicy, oceniono ją na 3 punkty w skali Apgar. Jedną dobę leżała w inkubatorze, a ja widząc ją, przyglądałam się jej rączce bezwładnie leżącej obok maleńkiego ciałka. Po krótkim czasie wyszłam ze szpitala. W głowie brzęczała mi jedna nazwa – „porażenie splotu barkowego”. Niewiele wiedziałam na ten temat, a może nawet nie zdawałam sobie sprawy z problemu tej choroby. Gdy Marlenka miała 2 tygodnie rozpoczęliśmy rehabilitację metodą Vojty. Było to dla nas wszystkich ogromnym wezwaniem. Musiałam ją ćwiczyć w domu. Podczas ćwiczeń Marlenka bardzo płakała. W niektórych momentach miałam ochotę się poddać widząc jej cierpienie. Mogła przecież rozwijać się jak inne dzieci, a jednak los jest nieubłagany. Oprócz ćwiczeń stosowano elektro-stymulacje, galwanizacje, masaże oraz vibrom. Rezultaty były bardzo niewielkie. Marlenka unosiła trochę rączkę do góry, nie zginała jej jednak w łokciu, zaciskała paluszki, lecz nie otwierała dłoni. Dla nas jednak każda poprawa w tej kwestii to ogromne osiągnięcie.

Pierwsze badanie EMG Marlenka miała wykonane w Krakowie w wieku 5 miesięcy. Niestety sprzęt, którym operował szpital był stosowany w przypadkach dzieci w wieku od 5 lat. Badanie to nie wykazało więc żadnej poprawy. Drugie badanie EMG wykonano we Wrocławiu, gdy Marlenka skończyła 8 miesięcy. Ono również nie wyszło najlepiej. Następne badanie MR odcinka szyjnego kręgosłupa zrobiono w wieku 11 miesięcy w Rzeszowie. Zabieg operacyjny planowany był na 14.10.2004 r. we Wrocławiu. Marlenka wówczas miała roczek. Do planowanego zabiegu jednak nie doszło z powodu lekkiego przeziębienia, które córka złapała podczas podróży pociągiem do Wrocławia. Z zabiegu jednak nie zrezygnowaliśmy, został on przesunięty na 06.12.2004 r. Wtedy zaś okazało się, że sprzęt do znieczulania małych dzieci po prostu się zepsuł! Po tygodniowym pobycie w szpitalu Marlenka została wypisana. Kolejny termin wyznaczono na 08.02.2005 r – także we Wrocławiu. Marlenka wtedy miała 16 miesięcy. Po raz wtórny do zabiegu nie doszło – ze stołu operacyjnego moją córkę przewieziono do innego szpitala na Oddział Intensywnej Terapii z podejrzeniem zachłyśnięcia oraz z niewydolnością oddechową. Na intensywnej Terapii przebywała dobę. Ten czas przeżywaliśmy w głębokiej niepewności, ponieważ stan Marlenki był bardzo ciężki. Następnie przewieziono ją do innego szpitala z zapaleniem płuc. Od 08.02-17-02.2005 przebywaliśmy we Wrocławiu. Wróciliśmy do domu z niczym, a właściwie z kolejnym problemem, gdyż w czasie drogi powrotnej Marlenka zachorowała na grypę. Po przebytej infekcji musieliśmy odczekać 3-4 tygodnie, aby można było zoperować dziecko nie narażając je na kolejne niebezpieczeństwo.

Wyjazdy do Wrocławia oraz pobyt tam wiąże się z dużymi kosztami, które bardzo obciążają nas finansowo. Rehabilitowaliśmy Marlenkę 2-3 razy w tygodniu, dojazd na rehabilitację w jedną stronę wynosi – 50 km. Jest nam niezwykle ciężko, także pod względem finansowym. Będąc rolnikami musimy płacić KRUS. Mąż czasem dorabia, jednak żyjemy skromnie. Wszystko, co zdoła nam się zaoszczędzić oddajemy na leczenie naszej kochanej córki.

Marlenka została w końcu zoperowana – 12.05.2005 r. we Wrocławiu. Przez dwa tygodnie nosiła ciężki gips. Po jego ściągnięciu rączka była wiotka jak po porodzie. Przy każdym ruchu Marlenki baliśmy się, że może sobie złamać rączkę, która opadała bezwładnie. 02.07.2005 r. pojechaliśmy na 3 tygodniowy turnus rehabilitacyjny w Dziekanowie Leśnym. Ćwiczenia odbywały się regularnie i bardzo intensywnie. Podczas ich wykonywania pojawił się niewielki ruch ramienia – co spowodowało, że na nowo przeżywaliśmy wszystko jak po porodzie. Następny turnus był za dwa miesiące. Podczas tego turnusu Marlenka zaczęła lekko zginać rączkę w łokciu, jednak była ona nadal niesprawna. Od tej pory nie zauważyliśmy żadnej poprawy. Nie tracąc jednak nadziei nadal jeździmy do Dziekanowa Leśnego także co 2-3 miesiące.

W marcu byliśmy na konsultacji w Krakowie u Prof. A. Gilbert z Paryża. Pojawiła się nadzieja na to, że Marlenka może być zoperowana w paryskiej klinice, jeśli tylko uda nam się zebrać potrzebne środki finansowe. Koszty operacji są bardzo duże. Nie jesteśmy w stanie wyłożyć takiej sumy, tym bardziej, że termin operacji został ustalony na 17 października 2006 r.

Zbieramy pieniądze na operację kochanej córki Marlenki, niestety nasze możliwości są kroplą w morzu potrzeb. Ośmielamy się więc prosić o wsparcie finansowe na wspomnianą operację oraz rehabilitację Marlenki. Zabieg ma być wykonany w „Jouvenet Clinique” w Paryżu przez Prof. A. Gilberta. Koszt operacji wynosi ok. 6000 Euro. Tylko dzięki Państwa pomocy możliwe będzie zoperowanie Marlenki.

Tylko dzięki Państwa pomocy będziemy mieć nadzieję, że kiedyś nasza córka zacznie ruszać rączką jak inne dzieci. Tylko dzięki Wam nasza córka będzie mogła w przyszłości w pełni cieszyć się życiem. Każda najmniejsza pomoc zostanie przyjęta z ogromną wdzięcznością!

Dziękujemy za przeczytanie historii naszej córeczki oraz za wsparcie!

Dziękujemy!

Wdzięczni Rodzice

sierpień 2006, Siedliska Sławęcińskie