Jestem mamą 3 letniej dziewczynki, dla której, hasło „Rodzić po ludzku” w przyszłości nabierze ogromnego znaczenia. Straciłam nadzieję na to, że będę mamą aż pewnego dnia nie mogłam uwierzyć w kreski na testach. Wszystko wydawało mi się takie nierealne do momentu badania USG gdzie zobaczyłam moje maleństwo jak żwawo kopało nóżkami i niestrudzenie boksowała rączkami kołysząc przy tym główką w przód i w tył. Z każdym dniem starannie się przygotowywałam do najważniejszej chwili, nie przypuszczając, że tego dnia moje łzy szczęścia przerodzą się w łzy bólu i goryczy. Podczas trwającego prawie 12 godzin porodu 3 razy wprowadzano główkę dziecka do kanału rodnego, pomimo iż cofała się z powrotem. Ostatnie USG wskazywało na dużą wagę dziecka. Powiedziano, że: „Dzidziuś nie mieści się już w parametrach”. Pomimo to nie podjęto decyzji o Carskim Cięciu. Położna po raz czwarty wprowadziła główkę cały czas trzymając za nią dziecko. W tym czasie lekarz napierał na mój brzuch. Usłyszałam; ” jeszcze jedno parcie i będzie po wszystkim.” Po chwili rozpętało się piekło. Po urodzeniu główki barki Wiktorii zaklinowały się w miednicy. Zobaczyłam przerażoną twarz położnej. Lekarz wybiegł.
Obydwoje wołali o pomoc. W następnym momencie dwóch rosłych lekarzy naciskało na mój brzuch, dwie inne położne trzymały mnie za nogi, w tym czasie położna trzymała cały czas głowę dziecka, a trzeci lekarz wydobywał córeczkę. W pogotowiu stały dwie panie z Neonatologii. Po wszystkim na ułamek sekundy położono mi moją córeczkę na brzuch. Nie płakała. Była calusieńka sina. Wyciągnęłam do niej rękę by ją pogłaskać i w tym momencie zabrano mi ją. Wiktoria urodziła się w zamartwicy z licznymi wybroczynami obrzękami główki. Miała krwiaki podokostnowe, wymagające dwukrotnej interwencji chirurgicznej. W skutek wyszarpania na świat, złamano jej obojczyk i uszkodzono nerwy prawej rączki doprowadzając do porażenia splotu barkowego. Jej rączka była zimna i wiotka. Leżała bezwładnie wzdłuż obolałego ciałka. Nasz pobyt na oddziale trwał 11 dni. Po wyjściu pojechałyśmy na konsultacje do Szpitala w Konstancinie. Tam pani mgr. Maria Grodner udzieliła mi pierwszych instruktarzy. Pokazała jak wykonywać rotacje, ćwiczenia bierne a także jak masować i ogrzewać rączkę Od tej pory rozpoczęta została intensywna rehabilitacja w domu przekładana wyjazdami na turnusy w Dziekanowie Leśnym, CZD w Międzylesiu, i w Konstancinie – Jeziorna. Rehabilitacja Wiktorii trwa do dziś i niestety będzie nieodłącznym elementem jej życia.
W chwili obecnej rączka Wiktorii jest krótsza, szczuplejsza i chłodna z powodu niedokrwienia. Wskutek doznanych uszkodzeń ma mocno wystającą łopatkę oraz dwustronne skrzywienie kręgosłupa (tzw.” skutek uboczny porażeń”), jak również, słabe napięcie mięśni brzucha i karku. Rehabilitacja pochłania wiele wysiłku, cierpliwości i ciężkiej pracy ze strony córeczki, przez co jej dziecięcy świat wygląda szczególnie, ale przynosi rezultaty. Każdego dnia w domu wykonywane są wszystkie ćwiczenia zalecane przez rehabilitantów i lekarzy, które pomagają nam przywrócić sprawność rączki. Przerwanie ciągłości ćwiczeń spowodowałoby zanik mięśni, powstanie dodatkowych przykurczy, zwyrodnienie stawów, a co za tym idzie ogólną deformację kończyny.
Zniweczyłoby to wszystko, co już zostało osiągnięte. Potrzebny jest sprzęt rehabilitacyjny i fizykoterapeutyczny do dalszego usprawniania dziecka w domu. Niestety w chwili obecnej utrzymujemy się z mojego dodatku wychowawczego, opiekuńczego i 300zł alimentów.
Wierzę, że z Państwa pomocą, będę mogła zapewnić mojej córeczce odpowiednie leczenie jak i rehabilitację. Dlatego też zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc finansową. Każda Wasza złotówka to olbrzymie wsparcie dla Wiktorii. Nawet najmniejsza pomoc zostanie przyjęta z wdzięcznością.
Z poważaniem
Monika Kaniewska – mama Wiktorii