„Prosiłam o wszystko żeby cieszyć się życiem, dostałam życie żeby cieszyć się wszystkim” Tak zaczyna się historia naszego synka Jasia… Całe dziewięć miesięcy wyczekiwania na nasze maleństwo. Całą ciążę byłam pod stałą opieka prywatnego lekarza ginekologa. Cudownie było usłyszeć pierwsze bicie serduszka, zobaczyć rączki, nóżki, nosek. Tym bardziej nie mogliśmy doczekać się narodzin naszego synka, żeby móc osobiście Go przytulić, dotknąć, złapać za rączki. Dnia 8 lutego 2018 roku zaczęła się akcja porodowa, trafiłam do szpitala w Kwidzynie.

Poród był trudny… Lekarz zadecydował o użyciu kleszczy a kiedy już udało się wydobyć główkę, lekarz natychmiast wyszarpał, „wyrwał” synka z kanału rodnego – niestety ale nie znajduję innego określenia do tego co zaszło.

Witaj na świecie!
Ale… coś jest nie tak. Na krótką chwilę pozwolono mi przytulić mojego synka, usłyszałam od położnej: proszę uważać na prawą rączkę… Z wyczerpania i braku siły nie pytałam dlaczego.

Dopiero na drugi dzień prosząc o rozmowę z lekarzem i wyjaśnienie sytuacji, usłyszałam diagnozę: Porażenie splotu ramiennego typu Erba.

Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim. Co teraz? Jak leczyć to schorzenie? Prawa rączka naszego synka była całkowicie nieruchoma, wiotka, opadająca, poruszał tylko paluszkami. Przy wypisie do domu dostaliśmy skierowanie do szpitala na oddział rehabilitacji, czekała nas intensywna rehabilitacja. Nasz synek podczas swojego krótkiego życia spędza w szpitalnych murach, śpiąc nie w swoim łóżeczku. Każde pół godziny ćwiczeń to dla Niego krzyk, płacz i morze wylanych łez. Mimo to wciąż walczymy o sprawność Jego rączki, niestety ale porażenie splotu ramiennego to niepełnosprawność na całe życie. Przeszliśmy szereg konsultacji, tysiące godzin ćwiczeń a w sierpniu tego roku, została przeprowadzona konsultacja z wybitnym neurochirurgiem Jorgem Bahmem z niemieckiej kliniki. Jaś został zakwalifikowany do operacji… Niestety w dalszym ciągu nie ma pełnego zgięcia w łokciu.

Nasze fundusze są minimalne, każdy wyjazd, dojazd, pobyt w szpitalu, prywatne rehabilitację, to wszystko wiąże się z kosztami. Dlatego wszystkich Was bardzo prosimy o wsparcie na leczenie naszego małego wojownika Jasia, liczy się każda złotówka! Mamy ogromną nadzieję, że z Waszą pomocą, nasz kochany syn Jaś, pomacha kiedyś do nas wszystkich swoją prawą rączką.

Dziękujemy,
Jaś z rodzicami.