Jesteśmy rodzicami 5,5 rocznego Bartusia. Ogarnia nas rozpacz, kiedy bezradnie przyglądamy się kalectwu naszego syna. Nasz dramat rozpoczął się, gdy dziecko przyszło na świat. Do szpitala położniczego trafiłam w 41 tygodniu ciąży z ostrym zatruciem ciążowym, wysoką anemią, wysokim ciśnieniem. Całe moje ciało było opuchnięte. Z wykonanego USG wynikało, że dziecko urodzi się z dużą wagą – ponad 4 kg. Mimo to lekarze zdecydowali, że poród odbędzie się w sposób naturalny. Podczas porodu doszło do bardzo poważnego powikłania, ponieważ po wyjściu główki dziecka, barki uległy zaklinowaniu. Lekarz prowadzący poród szarpnął, wyrwał dziecko z łona. Wynikiem takiego przebiegu porodu było uszkodzenie nerwów splotu barkowego i złamanie obojczyka. Bartusiowi rozerwano nerwy prawej rączki. Po moim porodzie wśród personelu medycznego zrobił się wielki ruch i zamieszanie, nawet nie wiedziałam czy urodziłam syna czy córkę, ponieważ dziecko natychmiast zabrano. Oddano mi je po 8 godzinach. Chłopczyk był cały siny miał wykręconą i spadającą do dołu rączkę.
W związku z tym skierowano nas na rehabilitację do szpitala położonego 100 km poza miejscem zamieszkania. Niestety, ta placówka nie zajmowała się tego typu rehabilitacją. Trafiliśmy, więc do Prywatnej Placówki Rehabilitacyjnej w Poznaniu (200 km), gdzie udzielono nam informacji jak należy ćwiczyć z dzieckiem w domu, zastosowano ćwiczenia w wodzie oraz masaże. Lekarz neurolog zalecił wstrzyknięcie dziecku B12, korboksylazy i biostyminy. Twierdził, że to pomoże. Po pewnym czasie musieliśmy przerwać stosowanie środków farmaceutycznych, gdyż Bartuś nie mógł dłużej znieść ciągłych zastrzyków i był bardzo nerwowy. Obecnie oprócz ćwiczeń w domu jeździmy na zabiegi laserem i bioptron. Jednak rączka Bartka uległa tylko niewielkiej poprawie. Bartuś ma duży przykurcz w łokciu, jego rączka jest szczuplejsza, krótsza o 3 cm, tylko lekko unosi ją do góry i w ogóle nie odwodzi w bok. Bartuś to zdolne dziecko, bardzo ambitne, lecz czasami agresywne. Gdy nie może wykonać czegoś chorą rączką mówi „głupia ręka„. Nie chce ćwiczyć rączki, pragnie mieć ją zdrową. Jedyną nadzieją ratowania zdrowia naszego dziecka jest operacja, która powinna być wykonana jak najszybciej.
Nadzieję rozbudziło w nas spotkanie z zaproszonym w styczniu 2003 r. na konsultacje medyczne do Polski prof. A. Gilbertem z Instytutu De La Main w Paryżu. Profesor zbadał naszego syna i zaproponował przeprowadzić operację, która usprawni rękę. Uznaliśmy, że nie wolno zmarnować tej szansy. Wierzymy, że jeżeli oprócz nas ktoś wyciągnie do Bartka pomocną dłoń uda się pomniejszyć jego kalectwo.
Ciąg dalszy – 14-10-2003
Kiedy dowiedzieliśmy się o terminie wyjazdu przeszyła nas wielka radość oraz obawa, lęk, strach, chociaż na ten dzień czekaliśmy z niecierpliwością. Stroną organizacyjną wyjazdu zajęła się Fundacja Otwarte Ramiona – Pani Beata Suska.
W Paryżu skontaktowaliśmy się z przedstawicielem Fundacji, Panem Andrzejem, który pomógł nam z zakwaterowaniem, tłumaczeniem, załatwieniem wszelkich niezbędnych formalności oraz służył nam swoim samochodem. W pierwszym dniu w Klinice odbyła się konsultacja z prof. Gilberte’m, dziecko przeszło także niezbędne badania przed operacją. Operacja odbyła się 28 maja 2003 r, trwała ona 2 godziny. Ten czas był dla nas wiecznością, nie można tego wyrazić żadnymi słowami, co rodzice w tym czasie przezywają. Po 2 godzinach przyszedł Profesor i poinformował nas, że operacja odbyła się bez żadnych komplikacji. Operacja polegała na przeniesieniu mięśnia najszerszego grzbietu. Bartusia przywieziono w gipsie z rączką do góry, był bardzo słaby. W jego oczach było przerażenie, lecz po pewnym czasie spokojnym głosem powiedział „jakoś przeżyłem„.
Dziecku założono gips na okres 6 tygodni i zlecono intensywną rehabilitację.
Rezultaty
Bartuś już odwodzi trochę rączkę w bok i więcej podnosi ją do góry. Przed nami żmudna rehabilitacja. Korzystamy z pomocy fachowego rehabilitanta, koszty niestety są wysokie. Od operacji minęło dopiero 3 miesiące, ale już jest widoczna niewielka poprawa. Wiemy, że gdybyśmy mieli podjąć jeszcze raz decyzję o operacji Bartusia na pewno byłaby to Klinika Prof. A. Gilberta w Paryżu.
Podziękowania
Pragniemy z całego serca podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do naszego wyjazdu na operację, wyrazy podziękowania i wdzięczności kierujemy do lekarzy i pielęgniarzy. Szczególnie chcieliśmy podziękować wszystkim pracownikom Lasów Państwowych, oraz tym wszystkim, którzy wykazali wielkie serce i zaangażowanie w naszej sprawie. W dalszym ciągu zbieramy środki finansowe na rehabilitacje.
Serdecznie dziękujemy z całego serca.
Rodzice Bartusia.
Dariusz Kwecko i Benigna Salamon