8 marca 2016 roku dostałam najpiękniejszy prezent z okazji Dnia Kobiet! To był pozytywny wynik testu ciążowego! Dwa dni później wynik został potwierdzony w gabinecie ginekologicznym.
Cała ciąża przebiegała bez problemów. Od początku wiedzieliśmy, że będziemy mieć dużą dziewczynkę. Kompletowaliśmy wyprawkę o rozmiarze 62, a gondola w wózku musiała być najdłuższą z możliwych. 🙂
Antonina urodziła się 07.11.2016 w Puławach. Czkaliśmy na ten dzień z wielką ciekawością ponieważ był to nasz pierwszy poród. Wszystko było dla nas nowe i nieznane. Dzień przed porodem czułam, że zaraz zobaczymy na świecie naszą małą córeczkę.
No i stało się!
O godzinie 5.00 rano zaczęły odchodzić wody płodowe. Z uśmiechem na twarzy szykowałam się do wyjazdu na porodówkę. Po przyjeździe do szpitala, pani doktor zrobiła mi USG, Z pomiarów wynikało, że nasza córeczka waży 3450 gram. Było to dla nas bardzo dziwne, ponieważ trzy tygodnie wcześniej USG wykazało dokładnie taką samą wagę. Poinformowaliśmy o tym panią doktor, która przekazała informację ordynatorowi. Zadecydowano, że rodzę naturalnie.
Podłączono mi kroplówkę z oksytocyną ponieważ pomimo odejścia wód skurcze nadal się nie pojawiły. Skakałam na piłce i czekałam na większe postępy. Podano drugą oksytocynę, później trzecią… Mimo tego poród postępował bardzo powoli.
W końcu koło godziny 18.00 pojawiło się pełne rozwarcie. Położna zapewniała nas, że jeszcze kilka chwil i zobaczymy z mężem Antosię. Niestety tak się nie stało. Pojawiły się bóle parte ale mimo starań poród dalej nie postępował. Zadzwoniono po ordynatora i wezwano kolejną położną. Na sali zrobił się tłok, zamieszanie, a ja nadal nie byłam świadoma tego, że mój poród jest inny niż wszystkie. Próbowałam rodzić na łóżku, na podłodze, później znowu na łóżku i w końcu się udało! Mąż zobaczył główkę, która po chwili znowu się schowała.
Doszło do dystocji barkowej.
I wtedy zaczęła się walka z czasem. Nie czułam już bólu, pilnowałam skurczy bo zrozumiałam, że dzieje się coś złego. Po kilku parciach lekarz położył się na brzuchu i zaczął naciskać. Raz, drugi i za trzecim razem się udało, nasze dziecko zostało dosłownie, wypchnięte na świat. O godzinie 18.35 położna położyła mi na brzuch moją siną, niepłaczącą córeczkę. Nie zdążyłam jej nawet dotknąć bo od razu zabrano ją do sali obok. Mąż poszedł za nią ale go wyproszono. Nie jesteśmy w stanie opisać strachu, który wtedy nam towarzyszył. Okazało się, że nasza okruszka wcale nie była taką okruszka, ważyła 4220 gramów! Po dwóch godzinach powiedziano nam, że Tosia krzyczy i słychać ją na całym oddziale dla noworodków. Emocje opadły. Szczęśliwy tata pobiegł do córki, która leżała w inkubatorze i tam zaczęto przekazywać mu złe informację. Pielęgniarka powiedziała, że Tosia „ma coś z rączką”.
Na drugi dzień podczas pierwszego obchodu poinformowano nas, że Antonina najprawdopodobniej ma złamany obojczyk. Następnego dnia okazało się, że to wcale nie złamany obojczyk, a porażenie splotu ramiennego typu Erba.
Rączka leżała bezwładnie w wzdłuż ciała. Tosia była tylko w stanie ruszać delikatnie paluszkami. Pierwszy raz spotkaliśmy się z taka nazwą. Nie wiedzieliśmy na czym polega porażenie splotu ramiennego. Stąd wiara, że rehabilitacja szybko nam pomoże, że to niemożliwe, aby nasze dziecko było niepełnosprawne. Niestety uszkodzenie okazało się cięższym, niż myśleliśmy.
Złych wiadomości nie było końca.
W trzeciej dobie życia wykonano USG przezciemiączkowe i przekazano kolejną złą informację. Podczas ciężkiego porodu doszło do krwawienia dokomorowego II stopnia. W czwartej i piątej dobie życia Antonina miała również drgawki.
Ze szpitala w Puławach przewieziono nas do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. Tam córka zaczęła narzucać rączkę na ciało i coraz sprawniej poruszała paluszkami. Wszyscy nas zapewniali, że uszkodzenie nie jest ciężkie i rączka niebawem sama wróci do pełnej sprawności. Po ponad dwóch tygodniach pobytu w szpitalu w końcu wypisano nas do domu.
W Szpitalu Uniwersyteckim mieliśmy konsultacje z ortopedą i neurologiem. Po powrocie do domu byliśmy z Nimi w stałym kontakcie. Pierwsze wizyty mieliśmy jeszcze przed ukończeniem drugiego miesiąca życia. Nie zalecano nam rehabilitacji, cały czas lekarze zapewniali, że rączką sama się zregeneruje jeśli będziemy ją układać w kącie 90 stopni i przypinać rączkę do bluzeczki. W ten sposób Tosia nauczyła się jedynie zginać i prostować rączkę. Tak minęło prawie trzy miesiące, a nasza córka nadal nie była w stanie podnieść rączki do góry, podrapać się po głowie, czy też wsadzić kciuk do buzi.
Zaczęliśmy szukać pomocy w internecie. Poznaliśmy rodziców, których spotkał taki sam los. To Oni nam pomogli i dzięki Nim trafiliśmy do Fundacji Otwarte Ramiona.
Umówiliśmy się na konsultację z doktor Marią Grodner. Stamtąd trafiliśmy do Szpitala Dziecięcego w Dziekanowie Leśnym, a tydzień później byliśmy już na pierwszym turnusie rehabilitacyjnym. Dzięki fachowej pomocy Antonina z dnia na dzień robi coraz większe postępy.
Antosia ma 7 miesięcy i zgina rączkę, wyciąga ją po zabawki, wkłada kciuk do buzi, a nawet coraz częściej śpi z obiema rączkami do góry!
W kwietniu byliśmy w Katowicach na konsultacji z neurochirurgiem Jerzym Luszawskim. Ze względu na jedynie śladową czynną rotację zewnętrzną zakwalifikowano Antoninę do transferu nerwu dodatkowego do nadłopatkowego. Operacja zaplanowana jest na 23 sierpnia w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka. Ta operacja spędza nam sen z powiek. Nie poddajemy się i walczymy o jak największą sprawność rączki bez ingerencji chirurgicznej.
Mamy za sobą trzy turnusy rehabilitacyjne i szykujemy się na czwarty. Wierzymy, że Antosia w przyszłości będzie mogła bawić się tak, jak każde zdrowe dziecko. Aby tak było konieczna jest nieustana rehabilitacja.
Drgawki już więcej się nie powtórzyły, a wylew dokomorowy się cofnął i mamy nadzieję, że nie pozostawił, żadnych następstw. Cały czas walczymy o powrót funkcji lewej rączki.
Uszkodzenie, które spotkało naszą córkę wiąże się z długą, ciężką i kosztowną rehabilitacją.
Prosimy więc wszystkich o pomoc dla Antosi w tej nieustanej walce z Erbą!
Mamy nadzieję, że niebawem Antosia pomacha do Was lewą rączką w podziękowaniu za każdą złotówkę!
Rodzice Antosi,
Sylwia i Szymon Gajkowie.