Po nieudanym pierwszym małżeństwie pozostałam z synem Piotrem sama. Żyliśmy biednie, ale mieliśmy spokojny dom. Po kilku latach zatęskniłam jednak za prawdziwą rodziną. Pragnęłam mieć kochającego męża, który byłby dobrym ojcem dla mojego syna. I pragnęłam JEJ – mojej córki Anielki. Marzenia te spełniły się. Mam syna, męża i córeczkę. Ale…..
Od początku ciąży chodziłam z mężem do „mojego ginekologa” do prywatnego gabinetu. Robiłam wszystkie potrzebne badania a lekarz pokazywał mężowi na ekranie USG, gdzie jest serduszko, rączki, nóżki, główka. Mimo, że przytyłam 30 kg lekarz twierdził, że dziecko jest małe, dobrze ułożone, dobrze rozwinięte. Przed pójściem do szpitala modliłam się przed ołtarzem w kościele w Mogile.
Zaczął się poród. Niestety po urodzeniu się główki dziecka doszło do zaklinowania się jego barków. Lekarz i pielęgniarka położyli się na moim brzuchu, a położna próbowała wyciągnąć Anielkę. Dopiero po tym urodziła się Anielka. Dziwiło mnie, że nie położyli mi dziecka na moim brzuchu, ale nie wiedziałam, że Anielka ma uszkodzoną rączkę, że nie oddychała po porodzie, że miała tylko 3 punkty. Chciałam przytulić moją córeczkę do swojego serca, powiedzieć Jej jak bardzo Ją kocham. Musiałam jednak na tę chwilę trochę poczekać. Anielka była przecież w inkubatorze. Za zgodą lekarzy i pielęgniarek przebywałam z Nią całymi godzinami. Trzymałam za rączkę, prosiłam żeby szybko zdrowiała – bo musimy jechać do domu, do taty i brata. I wiem, że słyszała moje prośby – wiem, bo się do mnie uśmiechała, wiem, bo wyzdrowiała.
Była też rozmowa z ginekologiem – tłumaczył „istotę” porodu. Nie czuł skruchy, nie przeprosił. Po kilku dniach, kiedy Anielka mogła już przebywać ze mną w pokoju – słuchała swojego taty przez telefon – też się uśmiechała. Aż przyszedł dzień wypisu. Znów był kościół w Mogile – razem z Anielką. Były podziękowania za to, że jest, że żyje, że jest najukochańsza, że jest najpiękniejsza. I było pytanie – co z rączką?
Potem były wizyty u lekarzy. I wyroki – tak ma być, mamy zakładać Anielce bluzki z długimi rękawami, mamy wybrać Jej zawód taki, żeby nie musiała używać lewej ręki.
Były też nerwy, łzy, moje choroby i ciągłe pytanie – co robić? Jak pomóc dziecku.
Było tak do czasu, gdy przed 2 laty obejrzałam wywiad z Panią, która założyła Fundację dla dzieci z porażeniem splotu ramiennego. Mówiła wtedy o możliwości przeprowadzenia operacji poza granicami Polski. Gdy się skontaktowałam z Tą Panią dowiedziałam się, że jest możliwość wyjazdu na turnus rehabilitacyjny do Dziekanowa Leśnego. Miałam umówiony termin wyjazdu z Anielką, lecz mój organizm znów „odmówił posłuszeństwa”. Znów była choroba, nerwy i bezsilność. Dzięki Fundacji w styczniu 2003r. odbyła się konsultacja z wybitnym specjalistą w dziedzinie uszkodzeń splotu ramiennego prof. A. Gilbert’em, który zakwalifikował dziś już 5- letnią Anielkę do operacji.
JEST WRESZCIE NADZIEJA !!!
Pojawiły się też sprzeczne opinie lekarzy – robić operację, czy jej nie robić. Mam świadomość, że mam wspaniałego syna, wspaniałego męża, a pragnę jeszcze aby moja wspaniała córka miała sprawną lewą rączkę. Mam wspaniałą rodzinę, wspaniałe koleżanki z pracy, dzięki którym mimo moich „załamań nerwowych i zdrowotnych” – dotrwałam. Dotrwałam – bo jedziemy z Anielką na operację. Ale znów są wątpliwości – czy się uda, czy nie będzie gorzej, czy zbierzemy pieniądze. I znów będzie Ołtarz w kościele w Mogile- z córką, synem, z mężem. Wierzę, że był, jest i będzie ze mną zawsze. Że mi pomoże, że wysłucha , że wymodlę………
Mama Anielki
Teresa Łodej – Małek
Historia Anielki – cd.
Po długich oczekiwaniach nadszedł upragniony dzień wylotu do Francji. Na lotnisku przywitał nas Pan Wołowski – przedstawiciel Fundacji, który zawiózł nas do Instytutu Ręki. O godz 15.00 odbyła się konsultacja z profesorem Gilbertem. Później były badania przygotowujące do operacji. Przez cały ten czas Anielka była uśmiechnięta i spokojna. Na następny dzień tj. 11 września 2003 r. Anielkę wywiózł na salę operacyjną czarnoskóry sanitariusz. Ostatni całusek przesłaliśmy sobie przed drzwiami windy. Wraz z mężem byliśmy bardzo opanowani, wyciszeni i ufni. Wiedzieliśmy, że nasza córka jest w dobrych rękach, że nie stanie się jej krzywda. Po 3,5 godzinach przywieziono Anielkę z operacji. Po przebudzeniu córeczka czuła się bardzo dobrze. Mały kryzys nastąpił późnym wieczorem. Anielka bardzo się rozżaliła: „Mamusiu, zrób coś, ja nie mogę się ruszać”. Po podaniu środka nasennego przespała resztę nocy. Rano, gdy pomogłam jej wstać z łóżka i gdy przeszła parę kroków powiedziała „Eee – to ze mną nie jest tak źle!”
W Klinice Anielka zaprzyjaźniła się z Weroniką, która była operowana w dniu naszego przyjazdu do Kliniki, oraz poznała nowych kolegów z Francji i Włoch. 13 września po wypisaniu z Kliniki pojechaliśmy do Hotelu Pallotynów. W niedzielę (w Święto Wywyższenia Krzyża) uczestniczyliśmy w mszy św. odprawionej przez księdza Mariana w Kaplicy przy Hotelu Pallotynów. Przez cały czas pobytu w Klinice oraz w Hotelu byliśmy otoczeni „bratnimi duszami”, poznaliśmy nowych przyjaciół. A co najważniejsze – Anielka szczęśliwie przetrwała operację bez żadnych komplikacji.
Pani Beato! – Pani pierwszej dziękujemy za wszystko: za stworzenie Fundacji Splotu Ramiennego, za cierpliwość, za dawane rady, za to, iż mimo swoich zmartwień zawsze służyła Pani i służy dobrym słowem, za daną nam NADZIEJĘ, oraz za możliwość realizacji naszych najskrytszych marzeń dotyczących pomocy naszemu dziecku.
Panu Profesorowi A. Gilbertowi dziękujemy za mistrzowskie zdolności. Dziękujemy naszym wszystkim darczyńcom, dzięki którym odbyła się operacja Anielki w Paryżu i dzięki którym odbędzie się rehabilitacja w Polsce.
Panu Andrzejowi Wołowskiemu dziękujemy za troskliwą opiekę we Francji. Dziękujemy wszystkim znajomym i nieznajomym osobom, które pomogły w załatwianiu formalności. Dziękujemy koleżankom i kolegom z pracy za wyrozumiałość, pomoc i solidarność z nami.
Dziękujemy Opatrzności – prosimy, aby była z nami nadal….