Nasz najukochańszy Filipek urodził się 28 marca 2013r. w Turku. Niestety, nie były to dla niego najszczęśliwsze narodziny, ale jego historie zacznę może jeszcze troszeczkę wcześniej.
Byliśmy z żoną bardzo szczęśliwi, a jednocześnie trochę przestraszeni na myśl o małej istotce, wiedzieliśmy, że nasze życie zmieni się, niestety nigdy nie wyobrażaliśmy sobie jak bardzo.
Podczas ciąży żona przechodziła wszystkie możliwe dolegliwości z tym związane, uważaliśmy to swoją drogą za dobry omen na zbliżające się narodziny, w końcu lepiej się trochę pomęczyć wcześniej żeby później było lepiej
Trafiliśmy do szpitala dzień lub dwa po terminie, wszystko przez opuchnięte nogi. Lekarz wolał dla pewności mieć moją żonę pod obserwacją. Kolejne dni to kroplówki, badania, Filip jednak nie planował jeszcze wyjść z ciepłego domku mamusi i dlatego czekaliśmy. 27 marca zapadła decyzja, jeśli przez noc nic się nie wydarzy wtedy cesarka, no i wtedy Filipek postanowił, że jednak wyjdzie.
Wszystko zaczęło się o 23:00, ale sama akcja porodowa dopiero i na szczęście o 7 następnego dnia. Na szczęście bo pani doktor wolała się wyspać, a wszystkie jęki kwitowała tym, że później będzie jeszcze gorzej. Z żoną zdecydowaliśmy się na poród rodzinny, bo to zawsze jakieś wsparcie. Jak się później okazało nawet duże wsparcie, żona miała bóle krzyżowe i przez trzy godziny masowałem jej plecy. Około 7:00 zaczęło się. Na początku szło bardzo dobrze, Filip wystawił główkę i koniec, chyba się wystraszył, zaklinował się i wtedy zaczęły się nasze i jego problemy. W czasie zmiany „warty” lekarzy, pielęgniarki stwierdziły, że same sobie nie poradzą, zaczęło również spadać tętno Filipka. Przerażające było całe to zamieszanie, biegające pielęgniarki a także lekarze i krzyki, dużo krzyków, ale to i tak nic z tym co przeżyła moja żona. Wszystko trwało długich dziesięć minut, w tym czasie lekarze „skakali” po brzuchu mojej żony i próbowali za główkę wyciągnąć Filipka, a wystarczyłoby zrobić USG żeby zobaczyć, że podwinęła mu się rączka i wychodzi tuż przy główce, dłonią na twarzy, tak jakby się podpierał.
Filipek urodził się o godzinie 8:06, poprzez vacuum z lewostronnym uszkodzeniem splotu barkowego typu Erba, a także małym niedotlenieniem, dostał tylko 4 punkty Apgar (4,8,10) ważył 3,700 kg i miał 55cm. To straszne, ale o tym wszystkim dowiedzieliśmy się dopiero dostając wypis ze szpitala do ręki. Lekarze przez cały czas mówili nam, że mały ma „problem z rączką”, ale to ustąpi i wszystko będzie dobrze. Został mu założony opatrunek na rączkę, która była usztywniona w pozycji ramię prostopadle do ciała, przedramię równolegle do góry, główka skierowana w prawą stronę. To wszystko spowodowało, że maluch w ogóle nie mógł ruszać główką. W badaniach krwi wyszło jeszcze, że Filipek ma niski poziom płytek krwi i dlatego nie mogą go wypisać do domu. Po tygodniu poziom był tak niski, że lekarka dyżurna wysłała go do szpitala w Ostrowie Wlkp. Wtedy pierwszy raz się dowiedzieliśmy, że „problem z rączką” jest dość poważny i wcale nie musi być tak kolorowo jak do tej pory nam wmawiano. W Ostrowie musieliśmy nasze maleństwo zostawić same w szpitalu, mogliśmy tylko raz dziennie przez parę minut widzieć synka. Założono mu tam opatrunek Desaulta, który mieliśmy zdjąć po dwóch tygodniach od wyjścia, niestety główka pozostała w tej samej pozycji, a na prośbę o przestawienie główki na drugą stronę dostałem odpowiedz że „dziecko ma większy problem z rączką niż z głową”. Po unormowaniu krwi w końcu mogliśmy zabrać Filipka do domu, w prezencie z wypisem dostaliśmy też mnóstwo skierowań, ale niestety nic konkretnego co ukierunkowałoby nas na szpital w Dziekanowie Leśnym i FSR.
Jeżdząc tak od lekarza do lekarza dostawaliśmy sprzeczne informacje, a to że można byłoby rehabilitować, tylko nikt nie był w stanie wskazać konkretnego rehabilitanta który zajmuje się takimi przypadkami, innym razem powiedziano nam żeby w ogóle nie rehabilitować bo można tylko zaszkodzić, żeby poczekać dwa miesiące lub dłużej to sprawność sama wróci, a czas uciekał. Skołowani tą całą sytuacją postanowiliśmy niestety poczekać i to był nasz największy błąd, oczywiście nie wytrzymaliśmy tak długo i już po miesiącu takiego wyczekiwania znaleźliśmy w internecie a później skontaktowaliśmy się z Fundacją Otwarte Raminona w Dziekanowie Leśnym i to była najlepsza rzecz jaka spotkała naszego małego Filipka. Czekając na konsultację byliśmy też lokalnie w ośrodku rehabilitacyjnym, jednak ćwiczenia te jak później się okazało były zupełnie inne. W domu próbowaliśmy też przestawiać główkę na drugą stronę, ale w dzień podczas zabawy było to zupełnie niemożliwe, a nocą Filipek od razu się budził i przestawiał główkę, nie pomagały wtedy żadne blokady, po prostu nic.
Kiedy trafiliśmy na konsultację do Pani dr Marii Grodner, mały miał już wtedy 2 i pół miesiąca i przeżyliśmy kolejny szok, dowiedzieliśmy się, że jest bardzo późno i że powinniśmy byli ćwiczyć go od początku, od pierwszych dni. Filipek rączkę mógł sporadycznie podnosić do góry ale nieznacznie, nie zginał jej w ogóle w łokciu i miał przykurcz dłoni, paluszkami mógł poruszać, ale miał problem z kciukiem dodatkowym problemem była asymetria główki. Po tygodniu szczęśliwym trafem żona była już z Filipkiem na turnusie rehabilitacyjnym w Dziekanowie Leśnym pod czujnym okiem Pani Marii. Początkowo miały to być dwa tygodnie, ale ze względu na stan synka oraz taką możliwość, skończyło się na trzech. W tym czasie miał codziennie zabiegi: galwanizację, fango, elektrostymulację tens i oczywiście masaże i ćwiczenia. Zauważyliśmy już wtedy ogromne postępy jakie nasz synek poczynił, jednak to było mało, Pani Maria oceniła, że niezbędna będzie w tym wypadku operacja. Skontaktowaliśmy się w tym temacie z doktorem Jorgiem Bahmem z kliniki Franziskushospital w Aachen, który potwierdził opinię Pani Marii i wyznaczył operację na początek października. Niestety taka operacja jest bardzo droga i nie wiemy czy sami poradzimy sobie z uzbieraniem takiej kwoty – koszt takiego zabiegu wraz z naszym pobytem to około 8000 Euro, w tak krótkim czasie.
Po miesiącu od turnusu widzimy kolejne postępy, Filipek podnosi i bawi się rączką bez przerwy, czasami podtrzymuje ją tą drugą i widać jak strasznie denerwuje się kiedy nie może jej podnieść jeszcze wyżej, zaczął również zginać ją w łokciu, co ogromnie nas ucieszyło. Niestety pozostał problem przykurczu dłoni oraz kciuka. Wiemy, że przed nami i przed naszym Filipkiem jeszcze bardzo długa droga i mnóstwo ćwiczeń do odzyskania choć części sprawności rączki, ale mamy nadzieję, że jakoś to razem przetrwamy.
Chcielibyśmy bardzo podziękować Pani Marii i FSR za ćwiczenia i nadzieje na to, że może jeszcze będzie dobrze z naszym najukochańszym synkiem, dobrze, że jeszcze są tacy ludzie dla których dobro i zdrowie naszych pociech jest najważniejsze.