Nasza córeczka, Wyroba Dagmara, urodziła się 14 czerwca 2007 r. w Wadowicach. Bardzo czekaliśmy na jej przyjście na świat. Nawet nie przypuszczaliśmy, że od początku będzie musiała tyle wycierpieć. Był to bardzo ciężki poród. Zaczęło się wszystko od wtorku. Byłam w szpitalu, ale lekarz powiedział, że akcja porodowa jeszcze się nie zaczęła, więc przyjechałam do domu. W domu zaczęłam plamić. Na drugi dzień udałam się więc do swojego lekarza. Lekarz zbadał mnie i powiedział, że akcja porodowa wciąż się nie zaczęła, że główka dziecka jest wysoko. W czwartek rano zaczęły mi odchodzić wody płodowe i były zielone. Wezwaliśmy więc karetkę, która zawiozła mnie do szpitala do Wadowic.
Po przyjęciu lekarz zrobił mi wszystkie badania. Miałam rozwarcie na cztery palce. Później przeszłam na salę porodową. Długo czekano na powiększenie rozwarcia. Wciąż jednak było tylko na cztery palce. Dostałam zastrzyk i cztery czopki. I po tym wszystkim zaczęła się akcja porodowa. Główka dziecka wyszła, ale dziecko utknęło w barkach. Położna, która odbierała poród powiedziała, że dziecko zrobiło dwa obroty, a miało zrobić jeden i zaczęło się cofać do mnie do środka, więc lekarz przygniótł mi łokciem brzuch i dziecko wyszło. Położna powiedziała, że i tak dobrze, że tylko tak się skończyło. Sekundy brakowało, a urodziłabym dziecko z porażeniem mózgowym albo martwe. Urodziłam córeczkę. Ważyła 4050 g i miała 56 cm długości.
Pediatra po urodzeniu powiedział, że dziecko ma uszkodzoną rączkę, że jest to dystocja barkowa. Sam szpital nawet nie pomógł mi załatwić rehabilitacji, tylko musiałam na własną rękę pojechać do swojego rodzinnego lekarza, który wypisał mi skierowanie do Centrum Zdrowia Dziecka (Prokocim) w Krakowie. Jeździliśmy trzy razy w tygodniu (30 km od domu) po same masaże, pod koniec ostatniego masażu lekarz obejrzał dziecko i stwierdził, że ma ono całkowicie zerwane wszystkie nerwy z rdzenia kręgowego u lewej rączki. Jak najszybciej chciałam się dostać z moją córeczkę do jak najlepszych specjalistów zajmujących się splotem. Udało nam się dostać do mgr M. Grodner do Szpitala w Dziekanowie Leśnym. Przy oglądaniu dziecka mgr Grodner od razu powiedziała, że jest to uszkodzenie splotu ramiennego wraz z zespołem Hornera. Jestem bezsilna. Serce mi płacze jak ćwiczymy, ale wiem, że muszę być silna. Córeczka reaguje na ćwiczenia, czuje ból w tej rączce. I daje mi to wiarę, że będzie dobrze. Byliśmy na dwutygodniowym turnusie rehabilitacyjnym w Szpitalu w Dziekanowie Leśnym pod obserwacją mgr M. Grodner. Na oddziale patologii niemowląt porobiono nam wszystkie badania ogólne, które wyszły dobrze. Okazało się jednak, że uszkodzenie rączki jest na tyle poważne, że rehabilitacja nie wystarczy, że potrzebna jest operacja. Operacja jest konieczna, gdyż tylko ona może przywrócić przynajmniej częściowo sprawność ręki Dagmary. Im wcześniej nastąpi przeszczep nerwów, tym większa jest szansa na odzyskanie sprawności rączki. Operację, która może przywrócić Dagmarce sprawność wykonuje Prof. A. Gilbert we Francji w Klinice Neurochirurgii w Paryżu.
Mamy niewiele czasu na zgromadzenie odpowiednich środków finansowych, które pokryłyby koszt operacji i pobyt w klinice, a sami nie dysponujemy taką kwotę (ok. 25 tys. zł). Każdy dzień działa na niekorzyść naszej córeczki, a my tak bardzo pragniemy uratować jej rączkę.
Dlatego gorąco, z całego serca prosimy o pomoc. Ta operacja to jedyna szansa dla naszej kochanej, maleńkiej córeczki.