Mam na imię Ania. Dziś mam 30 lat. A w tej trzydziestce zawarte są 10 lat, które spędziłam na nieustannych próbach “przemeblowania” swojego życia tak, by dostosować je do wymogów choroby. 5 lat temu wydawało mi się, że wygrałam. Dziś muszę wszystko zacząć od nowa.
Przeczytaj Pierwszy apel Ani: >>Borowiec_Anna_pierwszy_apel<<
Byłam najzwyklejszą w świecie nastolatką, kiedy rozpoznano u mnie rzadką chorobę – zespół górnego otworu klatki piersiowej. Polega to na tym, że moje kości i mięśnie uciskają nerwy i życiowo ważne naczynia w tym miejscu przy szyi, gdzie wychodzą one z klatki piersiowej. Straciłam przez to możliwość poruszania prawą ręką, a moje serce “zwariowało” i przyśpiesza do kosmicznej prędkości w zupełnie niespodziewanych momentach. Czasem tracę przytomność.
Przez 10 lat wędrowałam od szpitala do szpitala po całej Polsce, przeszłam w tym czasie wiele zabiegów operacyjnych, pokonałam niezliczoną ilość powikłań, zostałam “leworęczną z wyboru”, porzuciłam ukochane sporty, ukończyłam 2 kierunki studiów, pracując równolegle jako koordynator badań klinicznych, próbując pomóc innym osobom odzyskać zdrowie. Był to niezwykle intensywny i trudny czas pełen wciąż odżywającej nadziei i nieuchronnych rozczarowań, wzlotów i upadków. Aż do pewnego dnia. Po licznych konsultacjach i konsyliach usłyszałam, że nie ma już dla mnie leczenia. I wtedy, paradoksalnie, pojawiła się nadzieja.
Trafiłam na konsultację do Profesora Jorga Bahma z Aachen.
Profesor specjalizuje się w leczeniu splotów ramiennych, a po wnikliwym przeanalizowaniu mojej jakże obszernej dokumentacji, dał mi odpowiedź, która sprawiła, że niemal uniosłam się nad ziemią o kilka centymetrów – jest szansa, by mi pomóc, a on sam podejmie się wykonania takiego zabiegu. Ciężko opisać jak się wtedy czułam. Nie wiem, czy w ogóle da się to opisać… Radość? Ulga? Ekscytacja? Przerażenie? No bo przecież po obietnicy wykonania zabiegu padły gorzkie słowa ostrzeżenia o ryzyku, również tym śmiertelnym. A jak by tego było mało, to okazało się, że choć dostałam odmowę leczenia w Polsce, to NFZ nie zrefunduje mi takiego zabiegu. A skąd miałam wziąć pieniądze? Zebrałam wtedy całą swoją odwagę (do dziś nie wiem, jak jej na tyle uzbierałam) i postanowiłam prosić o pomoc. I wiecie co? Udało się! Udało się zebrać pieniądze (w co szczerze, zupełnie nie umiałam uwierzyć), udało się pojechać do Niemiec, udało się wykonać planowany zabieg, udało się przywrócić moc mojej prawej ręce!
Powoli, dzień po dniu odzyskiwałam swoje życie – spacery, rolki, rower, góry… Przyciskanie guzików w windzie palcem zamiast łokciem… To było niesamowite! Stopniowo nabierałam zaufania do własnego ciała, przyzwyczajając się do myśli, że teraz już nie zawiedzie mnie niespodziewanie. Aż do pewnego dnia. Albo kilku dni. Albo tygodni… Bo to nie stało się nagle. Znowu badania i zderzenie z bezlitosną rzeczywistością – włóknienie w miejscu zabiegu, blizna, pożerająca nerwy, nawrót dolegliwości. Ból, utrata siły w mięśniach, kołatania serca, omdlenia…
COVID-19 wszystkim w pewien sposób pokrzyżował plany. Moje plany na operację musiałam cierpliwie przekładać w oczekiwaniu, aż sytuacja się zmieni, a konsultacje lekarskie będą łatwiejsze. Gdy pojawił się ponownie cień szansy na leczenie w Polsce odbyłam szereg konsultacji specjalistycznych w Krakowie i Wrocławiu. Niestety w naszym kraju żaden ośrodek nie podejmie się tak trudnego zabiegu. Znów jedynym miejscem, które ma możliwości wykonać tak skomplikowaną operację jest Klinika w Aachen.
Dziś mam 30 lat i po raz kolejny zbieram w sobie całą odwagę, na jaką tylko mnie stać. Znów jestem w punkcie, kiedy, gdyby ktoś miał kazać mi opisać, jak się czuję, zupełnie zabrakłoby mi słów.
Otóż dziś jest nadzieja. Mój wspaniały Profesor podejmie się kolejnej próby, by mnie ocalić. Jest też wierny towarzysz tej nadziei – lęk (strach? przerażenie?). Gdzie znaleźć odwagę, by stoczyć kolejną walkę? By zaryzykować znów swoje życie, by to swoje życie zarazem ocalić? Tym bardziej – gdzie znaleźć odwagę, by znów prosić o pomoc?
Wstępny kosztorys operacji to 22 tys. EUR, co w złotówkach daje ponad 100000. Jest to dla mnie samej kwota niemożliwa do zdobycia. Dlatego przychodzi mi ponownie zwrócić się do Was o wsparcie w spełnieniu moich nadziei na zdrowie i normalne życie.
Wbrew wszystkiemu, chcę zacząć od nowa. Chcę walczyć. Wierzę, że się uda. Tak bardzo marzę, by się udało. I bardzo potrzebuję, byście uwierzyli razem ze mną. Bo razem po prostu musi się udać!